W cieniu toczącego się dramatu, jakim jest zalewająca zwłaszcza południową część kraju woda, miało miejsce w sejmie ważne wydarzenie. Próbującej majstrować na swoją korzyść tuż przed wyborami w ordynacji Platformie nosa utarł PSL.
Posłowie Polskiego Stronnictwa Ludowego zrozumieli prosty argument, jakim niewątpliwie jest orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, stwierdzające, iż na pół roku przed wyprawą do urn żadne zmiany nie są wskazane. Popłoch w sztabie Komorowskiego spowodował, że PO chciało zagrać va banque i zmusić członków komisji wyborczej do wydawania w trakcie pierwszej tury zaświadczeń umożliwiających głosowanie w dowolej komisji w trakcie tury drugiej. Miałkie argumenty Platformy opierały się na chęci zwiększenia frekwencji wyborczej, wszak wstyd głośno było przyznać, że wyborcy Komorowskiego 4 lipca mogą zawieść. Należy w tym miejscu przypomnieć, że każdy obywatel ma prawo otrzymać takie zaświadczenie w odpowiednim dla miejsca zamieszkania urzędzie.
Posłom PO przypomnę oklepane, ale adekwatne w tej sytuacji powiedzenie "Zamiast ryby, dajmy wędkę", tylko w ten sposób możemy pielęgnować naszą ciąglę młodą demokraję. Nie wnikam w tym miejscu dla faktycznych motywów PSL do sprzeciwienia się koalicjantowi, ale warto podkreślić, że partia ta czasem potrafi podjąć racjonalną decyzję.
