Patrzę i oczom nie wierzę. Donald Tusk kolejny dzień kręci się po zalanych wsiach i miasteczkach zapewniając o solidarności, pomocy, rozliczeniu winnych i tym wszystkim co w rządowych limuzynach podpowiedzieli mu akurat jego specjaliści od politycznego marketingu. Tusk świeci oczami w blasku kamer, odgrywając rolę troskliwego ojca, bo tylko w ten sposób może zatuszować niekompetencje rządu, odrzucenie ustaw ś.p. Lecha Kaczyńskiego oraz ś.p. Grażyny Gęsickiej dotyczących przeciwdziałaniu skutkom kataklizmów, wreszcie zadbać o poparcie swoje, PO i Komorowskiego.
Donald Tusk naturalnie nie wpadł na prosty fakt, jak bardzo jego wizyta jest nie na rękę zwykłym mieszkańcom. Od jego gadania woda nie ustępuje, pieniędzy w kieszeniach poszkodowanych nie ma, natomiast to co jest to paraliż prac, związany z zatrudnianiem policji do ochrony kolumny (kto choć raz miał okazję oglądać zdjęcia w TV ten wie), przerywanie działań w celu podjęcia premiera, co w sytuacji ciągłej walki z powodziom nie sprzyja nikomu. W ostetczności odstrzeli się szefa MSWiA - akurat w tej kwestii, jak w mało czym szef rządu ma już doświadczenie, o czym co nieco wie Grzegorz Schetyna.
Wszyscy mamy w pamięci zdanie premiera: "Zapamiętajcie, kto co zawalił, kto co spiep...ł" - ja zapamiętam na pewno, ta osoba nazywa się Donald Tusk.
